Ahoj przygodo! Karlskrona ze Steną Line ♥
Wróciłam!
Wróciłam z jednego z moich najwspanialszych wyjazdów w ostatnim czasie. Co prawda
każda nasza podróż jest udana, ale ten październikowy weekend na długo zapadnie
mi w pamięć. Ahoj przygodo, płyniemy do Szwecji!
Trasę z Warszawy do Gdyni pokonaliśmy Pendolino, podróż minęła nam
błyskawicznie, a po krótkiej przejażdżce gdyńską linią 150 byliśmy już na
terminalu promowym Stena Line. Odprawa to właściwie sama przyjemność, dzięki
automatom nie zajęło nam to więcej niż 5 minut. Mamy to! Karty pokładowe w
naszych rękach, uśmiech na ustach, a my już wchodzimy na pokład Steny Spirit!
W rejs!
Szybko rozgościliśmy się na promie, w ciągu kabin odnaleźliśmy swoją i już mogliśmy poczuć się jak w domu. W środku jest wszystko, czego potrzeba podczas morskiej wyprawy, czyli łóżka i łazienka. To najtańsza, klasyczna wersja kabiny, ale w środku jest przytulnie i komfortowo, a przede wszystkim mega ciepło! :)
Chwilę później już mijaliśmy ostatnie namiastki lądu! Otwarty pokład to jedna z moich ulubionych części promu. Było zimno, wietrznie, deszczowo i złowrogo, ale kiedy indziej miałabym okazję stanąć obok wielkiego promowego komina? :)
Jestem wilkiem morskim!
Lubię być przygotowana na wszystko, więc w moim ekwipunku nie mogło zabraknąć
ani Aviomariniu, ani kwaśnych jabłek i innych polecanych produktów na chorobę
morską. Na szczęście nikt z naszej wycieczkowej ekipy nie musiał z nich
korzystać, chociaż bujało nieźle.
Nigdzie nie widziałam porad dotyczących tego sposobu, więc sprzedam Wam mój patent - najgorsze
bujanie warto przeczekać na parkiecie. Serio! Tematem naszego rejsu było Halloween, więc na parkiecie były tłumy. Razem raźniej przetrwać uderzenia morskich fal, a w tańcu wszystko jest takie naturalne i
nawet przechyły od lewej do prawej nikomu nie przeszkadzają! :) Oprócz tego to była naprawdę wspaniała impreza! Żadnego podpierania ścian, a jeśli chodzi o repertuar, to czułam się tak, jakbym dała DJ-owi moją własną playlistę! Ciężko było powiedzieć stop i pójść spać :)
Pobudka o 6, w głośnikach "Sailing" Roda Stewarta i kilka słów od Kapitana. Ta piosenka tak dobrze mi się kojarzy, że od
razu została moim budzikiem. Dopływamy do portu! Szybko ulokowaliśmy nasze bagaże w skrytkach na terminalu (duża skrytka kosztuje 40 SEK - warto się pośpieszyć, bo skrytek jest mniej niż pasażerów!) Następnie kupiliśmy całodniowe bilety na komunikację za 59 SEK i autobusem linii nr 6 wyruszyliśmy do centrum. To małe miasteczko więc nie da się zgubić.
Karlskrona
Już na wstępie powiem Wam, że to małe, urokliwe
miasteczko po prostu mnie zachwyciło. Myślę, że mieszkańcy są idealnymi
przedstawicielami stylu slow life - na ulicach nie widać tłumów, a ci, którzy
wyszli z domów nigdzie się nie śpieszą. Do tego moja ulubiona skandynawska
architektura i zapalone lampki imitujące słoneczne światło w każdym oknie!
Spacer rozpoczęliśmy od głównego placu w mieście z m.in. Kościołem Fryderyka.
Kościół Trójcy Świętej
I oczywiście pomnik Karola IX w centralnej części placu Stortorget. To własnie od króla Szwecji pochodzi nazwa miasta - Karlskrona, czyli Korona Karola :)
Idziemy dalej! Pomnik Rybaczki ma przypominać o czasach świetności miejskiego targu rybnego. Pani wygląda bardzo sympatycznie, a deszczówka, która spłynęła do kosza pełnego ryb nadaje dodatkowego realizmu :)
Docieramy na wyspę Stakholmen, gdzie można chwilę odpocząć i zastanowić się, jak dalej pokierować losami wycieczki :) Co tam, że zimno! Ale jak pięknie! Z resztą, jak to mówią: nie ma złej pogody, to tylko ubrania są nieodpowiednie :)
I zbliżamy się do najbardziej wyczekiwanego przeze mnie punktu!
Bjornholmen
To najstarsza dzielnicy Karlskrony. Mogłabym tam spacerować godzinami, gdyby nie to, że dzielnica domków cały czas
jest zamieszkana i nieładnie tak wystawać komuś pod oknami dłużej niż
kilkanaście minut. Mogłabym też tam mieszkać, bo naprawdę ubóstwiam taki minimalistyczny styl, w którym
wszystko zdaje się być poukładane i mieć swoje miejsce.
Marinmuseum
Zaryzykuję stwierdzenie, że to najlepsze muzeum w jakim byłam! I do tego -
darmowe!
Może dlatego, że mam trochę hopla na punkcie morskich klimatów, a może dlatego
że po prostu nigdy czegoś takiego nie widziałam - było mega! Każdy element
ekspozycji jest przemyślany, jest sporo interaktywnych elementów albo
stanowisk, gdzie można np. spróbować swoich sił w wiosłowaniu. Tylko tu można zejść pod poziom lądu i poczuć się jak w prawdziwej łodzi podwodnej!
<3 o:p="">3>
Można stanąć za sterem statku, ale najlepsze z tego wszystkiego jest to, że można stanąć obok prawdziwej łodzi podwodnej HMS Neptun (czarna). Zdjęcia kompletnie nie oddają wielkości, a jest naprawdę ogromna, wypełnia cały wielki hangar
W kwestii jedzenia żadni z nas odkrywcy, bo zaraz po przyjeździe wylądowaliśmy w McDonaldzie, a obiad zjedliśmy w knajpie PM Indian Garden. Typowe szwedzkie jedzenie jakoś nie rzuciło nam się w oczy, a w większości restauracji ceny nie należały do najkorzystniejszych. Przechodząc przez miasto trafiliśmy na popularną w Karlskronie lodziarnię Glassiaren, jednak była zamknięta.
W chwili słabości i zmęczenia schroniliśmy się w kawiarni 3G, oj warto tam pójść chociażby dla tej gorącej czekolady. Od razu postawiła mnie na nogi! :)
Zakupy
Nie udało nam się znaleźć w sklepie kiszonych śledzi, ale za to w sklepie Hemköp kupiliśmy kilka
innych szwedzkich atrybutów: czekoladę Marabou ze szwedzkimi cukierkami, lukrecjowe i
kwaśne żelki oraz szałwiowe cukierki, mniam! :)
Powroty bywają ciężkie...
Wieczorem, po całym dniu w szwedzkim klimacie wróciliśmy na prom. Ilość
endorfin w moim przypadku szybko przerodziła się w zmęczenie. Ale nie
odmówiliśmy sobie kilku partyjek w Cymbergaja, spróbowaliśmy swoich sił na
automatach, wygrywając i tracąc na zmianę kilkanaście koron. Po raz kolejny
odwiedziliśmy promowy sklep, gdzie oczywiście nie mogłam oderwać się od półek z perfumami :)A potem już tylko oczekiwanie na ląd i smutek, że to już koniec!
Gdynia
przywitała nas deszczem, ale nie poddaliśmy się tak łatwo i nie był to koniec
naszej podróży... Co mogę powiedzieć o rejsie?! Polecam z całego serca! Stena
Line stanęła na wysokości zadania i Halloween'owy weekend zaliczamy do bardzo
udanych. A nawet planujemy następne :)
Kiszone śledzie są w sklepach sezonowo, raczej nie da się ich kupić cały rok. Jak byłam w lipcu to udało mi się je dostać i spróbować, ale teraz już nie ma. Pozdrowienia ze Szwecji - jestem właśnie na urlopie u rodziny pod Sztokholmem :)
OdpowiedzUsuńU mnie też Rod Steward stał się budzikiem od czasu rejsu! :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam patrzeć na takie zdjęcia!
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie w wolnej chwili.
Miłego dnia, xx Bambi